Wczoraj przyszło moje zamówienie z passionroom. Dawno nie miałam tak szybkiej obsługi, w piątek rano zamówiłam i od razu wysłali. Już dwa pierścionki lakierowe zdążyłam zrobić i zaczynam żałować, że tak mało rzeczy wzięłam i tylko w jednym rozmiarze. Cóż, na przyszłość zamówię więcej, teraz chciałam sprawdzić, czy to jest dla mnie. Jest :)
Pierwszy dla siostrzenicy, drugi dla mnie :D
Wracając do głównego bohatera dzisiejszej notki. Został on pominięty w podsumowaniu zakupowym maja i czerwca, zatem przypadła mu palma pierwszeństwa, jeśli idzie o pokazanie w poście. W sumie nie wiem czemu zapomniałam o tym produkcie, przecież prawie cały czas do niego wracam.
Zacznę od bardzo wygodnego sposobu aplikacji. Sztyft jest dobrze wyprofilowany, a malowanie nim to poezja. Jeden z najwygodniejszych aplikatorów, jakie miałam. A maziajów mam naprawdę sporo, co już pewnie zostało zauważone przez was :D
Sama pomadka ma kolor chłodnego, wyrazistego różu, który ciężko było mi uchwycić i wciąż nie jestem pewna, na ile udało mi się ten kolor oddać. Posiada w sobie delikatne drobinki, które jednak na ustach zanikają. Ładnie się błyszczy i równomiernie ściera, 4-5 godzin bez jedzenia się utrzyma, z delikatnymi posiłkami w sumie też, bo doskonale się wtapia w usta i wklepana, daje lekki efekt, za to utrzymujący się praktycznie przez cały dzień.
Muszę też wspomnieć o cudnownym waniliowym zapachu, który umila czas noszenia produktu. No i całkiem przyzwoicie nawilża, nie ma mowy o jakimkolwiek wysuszaniu przy regularnym stosowaniu. Oczywiście, nie radzę nakładać na jakiekolwiek suche skórki, bo nie będzie to estetycznie wyglądało, ale takie rzeczy są, jak dla mnie, oczywistą oczywistością. Kosztuje około 25-27 zł, dostępnośc jest bardzo dobra, promocje często się zdarzają, nic, tylko wziąć i wypróbować na swoich ustach. Z tego, co pamiętam, kolorów jest w sumie 6, ten był jednym z dwóch intensywniejszych, o ile pamięć mnie nie myli.
Macie jakieś doświadczenia z pomadkami w kredkach? Polecacie jakieś?