wtorek, 29 lipca 2014

Astor - Magic Magenta

Jak ten czas w upale wolno leci. Chwała Panu za wiatraczki, bez niego nie przespałabym żadnej nocy ani w ciągu dnia bym nie wytrzymała.
Wczoraj przyszło moje zamówienie z passionroom. Dawno nie miałam tak szybkiej obsługi, w piątek rano zamówiłam i od razu wysłali. Już dwa pierścionki lakierowe zdążyłam zrobić i zaczynam żałować, że tak mało rzeczy wzięłam i tylko w jednym rozmiarze. Cóż, na przyszłość zamówię więcej, teraz chciałam sprawdzić, czy to jest dla mnie. Jest :)

Pierwszy dla siostrzenicy, drugi dla mnie :D 

Wracając do głównego bohatera dzisiejszej notki. Został on pominięty w podsumowaniu zakupowym maja i czerwca, zatem przypadła mu palma pierwszeństwa, jeśli idzie o pokazanie w poście. W sumie nie wiem czemu zapomniałam o tym produkcie, przecież prawie cały czas do niego wracam.




Kredka do ust Astor Soft Sensation Lipcolor Butter w kolorze Magic Magenta dołączyła do mnie w pierwszej połowie maja, podczas promocji w Rossmanie na produkty do ust i paznokci. Czaiłam się na brzoskwiniową kredkę z Bourjois, ale niestety, albo nie było albo były wymacane. I nie żałuję, bo kredka z Astora jest niesamowita!




Zacznę od bardzo wygodnego sposobu aplikacji. Sztyft jest dobrze wyprofilowany, a malowanie nim to poezja. Jeden z najwygodniejszych aplikatorów, jakie miałam. A maziajów mam naprawdę sporo, co już pewnie zostało zauważone przez was :D




Sama pomadka ma kolor chłodnego, wyrazistego różu, który ciężko było mi uchwycić i wciąż nie jestem pewna, na ile udało mi się ten kolor oddać. Posiada w sobie delikatne drobinki, które jednak na ustach zanikają. Ładnie się błyszczy i równomiernie ściera, 4-5 godzin bez jedzenia się utrzyma, z delikatnymi posiłkami w sumie też, bo doskonale się wtapia w usta i wklepana, daje lekki efekt, za to utrzymujący się praktycznie przez cały dzień.





Muszę też wspomnieć o cudnownym waniliowym zapachu, który umila czas noszenia produktu. No i całkiem przyzwoicie nawilża, nie ma mowy o jakimkolwiek wysuszaniu przy regularnym stosowaniu. Oczywiście, nie radzę nakładać na jakiekolwiek suche skórki, bo nie będzie to estetycznie wyglądało, ale takie rzeczy są, jak dla mnie, oczywistą oczywistością. Kosztuje około 25-27 zł, dostępnośc jest bardzo dobra, promocje często się zdarzają, nic, tylko wziąć i wypróbować na swoich ustach. Z tego, co pamiętam, kolorów jest w sumie 6, ten był jednym z dwóch intensywniejszych, o ile pamięć mnie nie myli.
Macie jakieś doświadczenia z pomadkami w kredkach? Polecacie jakieś?

piątek, 25 lipca 2014

Astor - Vip Blue

Powiem wam, że wakacje w domu to nie do końca taka laba, jakby mogło się na początku wydawać. No i jest tak sucho i gorąco, że jedyne, co chcę robić, to siedzieć na plaży, oczywiście nie sama, no bo dzieci uwielbiają ciocię Zuzię. Nie wiem dlaczego, odwieczna tajemnica, wciąż nierozwikłana.
Cóż, w każdym razie przepraszam za nieuzasadnioną niczym w sumie nieobecność, mam nadzieję, że więcej takie coś mi się nie zdarzy.
A dziś zapraszam na naprawdę idealny granat, dupe mojego ukochanego Rimmelowego Blue Vogue.




Nie wiecie, ile się naszukałam tego koloru! Przeglądałam swatche przeróżnych kolorów, chodziłam na stoiska różnych firm. I nic, zupełnie nic. Aż w końcu na początku czerwca znalazłam idealny odcień. Niestety, stacjonarnie go dorwać nigdzie nie można raczej, ale to raczej w przypadku tego odcienia nie jest problemem, bo w internecie kosztuje 5 zł(np. aukcje na Allegro czy ezebra.pl).






W cieniu wygląda prawie jak czarny, z lekką domieszką granatu, wystarczy jednak odrobina słońca, by uwidocznić shimmer w nim zatopiony. I wtedy zaczyna się prawdziwa magia. Nie wiem, czemu uwielbiam to połączenie, ale od lat 6-7, od kiedy miałam swój pierwszy egzemplarz granatu z Rimmela, jestem mu wierna.





Lakier też genialnie kryje, jedna warstwa pokrywa płytkę idealnie. Co za tym idzie, czas schnięcia jest bardzo krótki, kilka minut i po sprawie. Druga warstwa trochę wydłuża ten czas, ale ogólnie schnięcie na plus.




Lakier ma błyszczące, ale nie szkliste wykończenie, warto dodać mu warstwę topcoatu nabłyszczającego(w moim przypadku był to Gosh), wtedy, wierzcie mi lub nie, wygląda jeszcze cudowniej.





Jedynym, do czego mogę się przyczepić, jest konsystencja, bo jest ona niestety dość płynna, chwila nieuwagi i ma się zabrudzone skórki, a jak wiadomo, ciemne lakiery lubią być problematyczne przy czyszczeniu skórek. Przy zmywaniu wacikiem jednak nie zaobserwowałam przebarwienia płytki, co było przyjemnym zaskoczeniem.




Na moich paznokciach nie grzeszył trwałością, po dniu już były nieestetycznie starte końcówki. Przy mocnych odcieniach jak ten nie wygląda to zbyt estetycznie, więc zmyłam. Ale nie wykluczam, że po prostu moje paznokcie się obraziły, nie mogę ich wzmocnić po skończeniu się odżywki z Paese i nawet zastanawiam się nad zgrzeszeniem z formaldehydami...

Lubicie takie odcienie czy uważacie, że jeszcze nie pora na takie kolory?

środa, 16 lipca 2014

Gosh Velvet Touch - 60 Lambada

Zakręcony tydzień mi się szykuje, znaleźć jakąś większą chwilkę spokoju jest niemożliwością chyba. Wczoraj zawoziłam siostrę na 15-dniowe rekolekcje i nie miałam wieczorem już sił na nic, a dziś był mały szoping z dziewczynami. W sumie nic nie kupiłam, ale dobrze było :D
Dziś o szmince, która chodziła za mną ponad rok, a w końcu zostałam jej posiadaczką w marcu.





Szminka z Gosha z serii Velvet Touch o urokliwej nazwie Lambada została zauważona przeze mnie w listopadzie 2012 roku. Jednak wtedy cena regularna, wynosząca około 30 złotych, była dla mnie ceną zbyt dużą jak na jednorazowy zakup i stwierdziłam, że promocja kiedyś się natrafi, to i będzie okazja do kupna.  No i się zdarzyła, podczas którejś tam z kolei promocji w Hebe na marki makijażowe.




Lambada to żywy odcień czerwieni, nie za jasnej, nie za ciemnej. Ma, wbrew nazwie serii, błyszczące wykończenie. Konsystencja jest przyjemnie kremowa, łatwo sunie po ustach i od razu zostawia tyle produktu, ile trzeba. Trwałością aż tak nie powala, ale utrzyma się około 3 godzin, także źle nie jest.




Co mnie zachwyciło w tym produkcie? Kolor! Takiej czerwieni poszukiwałam i po prostu czekałam na odpowiedni moment, żeby stać się jej posiadaczką. Świetnie wygląda solo, jak i w ombre, nie migruje, nie wysusza... Gdyby dodać większą trwałość, byłaby numero uno, tak jest tylko w grupce faworytów.
Nie wiem, kiedy ogarnę jakąś większą ilość czasu, żeby nadrobić wszystko na waszych blogach, jak nie jutro to może w niedzielę.
I zapraszam na insta i facebooka, tam zaglądam częściej.
Trzymajcie kciuki za sobotę, zamierzam się na kajaczki z moimi pięknymi wybrać :D

niedziela, 13 lipca 2014

Essence - Hello Rosy!

Dziś w ogóle obchodzę 3-miesięcznicę bloga, jeeej. Szybko ten czas leci :D
I przeżyłam też dnia dzisiejszego kolejne połamanie paznokcia, stwierdziłam, że muszę wszystkie ściąć i czymś odżywić. Bo na co mi łamiące się paznokcie? Macie w ogóle jakieś sposoby?
A teraz pora na recenzję :)



Lakier Essence 182 Hello Rosy to jeden z nowych kolorów lakierów serii Colour&Go, wprowadzony do sprzedaży jakoś w pierwszym kwartale tego roku. Nazwa jest, moim zdaniem, nieadekwatna, nie przypomina bowiem róży, tylko, jak to już na wielu blogach było stwierdzone, truskawkowy koktajl. I ja się tego trzymam.




Bazą lakieru jest różowy kolor, przywodzący na myśl wspomniane wyżej truskawki ze śmietaną/mlekiem/innym nabiałem. W lakierze zatopiony jest słabo widoczny, jasny shimmer oraz ciemnoróżowe kropeczki brokatowe.





Lakier posiada piaskowe, błyszczące wykończenie, kryje przy dwóch warstwach.  Nie jest ono jednak tak mocne, jak to w przypadku np. piasków Golden Rose, ale jest widoczne i nadaje charakteru temu lakierowi. Schnie w przyzwoitym tempie, choć nie nazwałabym go szybkoschnącym. Zmywa się niezbyt przyjemnie, chociaż nie tak ciężko jak niektóre piaski czy glittery, zawsze jednak warto wspomóc się przy takich lakierach metodą foliową.




Podstawową, i w sumie jedyną wadą tego produktu jest dla mnie trwałość. Lakier z trudem wytrzymuje dzień na paznokciach. A szkoda, bo jest prześliczny.




Na sam koniec wspomnę o konsystencji i pędzelku. Formuła lakieru jest jak dla mnie bardzo dobra, nie za rzadka, nie za gęsta, a pędzelek... No cóż, co kto lubi, mi jest nim ciężko na małym paznokciu operować, więc osobom z wąską płytką raczej bym tego lakieru nie polecała.




Pomimo trwałości, a raczej jej braku, lubię sobie od czasu do czasu pomalować nim paznokcie, nawet jeśli to jest tylko jednodniowa przygoda.
Kibicujecie komuś w meczu finałowym czy jesteście piłkowymi laiczkami? :)

czwartek, 10 lipca 2014

Colour Alike - Lilianka

Taki upał, a ja nie mogę sandałów do miasta założyć. Nie wiem czy dobrze zrobiłam, nakładając skarpetki złuszczające z L'biotici teraz, ale cóż, jakoś to rozchodzę, chyba. Jak już przeminie ten ciężki okres 'zmieniania skóry' to na pewno zrobię jakąś obszerniejszą recenzję :)
Dziś o jednym z wiosennych holo z Colour Alike. Mowa o Liliance z kolekcji Trele Pastele. Zdjęcia był robione po dniu noszenia i plażowania, także z góry przepraszam za ubytki w lakierze, po prostu za bardzo lubię przebywać nad wodą :)
Z góry przepraszam za stan skórek, jakoś wakacje nad wodą im nie służą. No i w sumie ostatnio je ignoruję, przez co dostaję drgawek jak widzę zdjęcia przy obróbce...




 Lilianka to przyjemny, pastelowy fiolet o holograficznym wykończeniu. Nakłada się go bajecznie prosto, już jedna warstwa daje bardzo dobre krycie i pewnie wprawnej dłoni wystarczyłaby tylko ta jedna, jednakże przy dwóch mamy lepszy efekt holo.




Schnie całkiem szybko, ale z utwardzeniem jest jedna wielka niewiadoma, co widać na załączonym obrazku, na serdecznym jest lekko odciśnięta pościel. Nie mocno, ale zawsze jednak taka sytuacja irytuje.  No i u mnie nie wytrzymał ciągłych kąpieli w jeziorze i z końcówek zaczął szybko schodzić.




Pomimo swoich wad, lakier zawładnął moim sercem. Efekt holo może i nie jest super mocny, ale w słońcu jest widoczny, a słońca to teraz mam pod dostatkiem, oj tak tak. Nic, tylko patrzeć pod różnymi kątami na paznokcie.




Lakiery z tej serii są dostępne na stronie colorowo w cenie 12,49 zł za sztukę lub 43 zł za 4 lakiery z wiosennej kolekcji. Często też zdarzają się promocje, takie jak darmowa dostawa czy -40% na cały asortyment.






Czy warto kupić? Jeśli lubicie efekt holo to szczerze polecam, bo pomimo tego, że mnie nie powalają trwałością, wyglądają przecudownie :) Poza tym, mojej przyjaciółce super się trzymają, także wszystko zależy od płytki, moja ostatnio jest dziwna i nie chce przestać się rozdwajać. Jakieś pomysły jak temu zapobiec?
A wy macie jakieś lakiery z Colour Alike? Lubicie?
W ogóle nie wiem, czy wszyscy słyszeli, ale niedługo firma ma zamiar wprowadzić do oferty holo żelki. Jak będą wyglądać i czym się będą wyróżniać to jeszcze nie wiadomo, ale na pewno będzie na co popatrzeć :D

wtorek, 8 lipca 2014

Revlon Super Lustrous Creme 720 - Fire and Ice

Oglądam mecz i z beki nie mogę, w końcu mój faworyt wygrywa. Bardzo dobrze, Brazylia nie pokazała nic ciekawego w mundialu i po meczu z Chile liczyłam na jej jak najszybsze odpadnięcie... Jednak sprawiedliwość jakaś jest :D Fanów zespołu przepraszam, ale takie po prostu jest moje zdanie.
Jak widzicie, nowy szablon jest, wszystko jest okej czy coś jeszcze zmienić? Piszcie jak macie jakieś ale :)
Dziś o szmince, która ma przepiękny kolor, ale trwałością nie grzeszy.




Szminka z Revlona z serii Super Lustrous Creme wpadła do koszyka w maju, przy okazji -49% w Rossmanie na produkty do ust i lakiery. Opakowanie jest klasyczne, czarne, ze złotym paskiem z logo marki. Sama szminka ma pękny, jasnoczerwony, żywy odcień, który przykuł moją uwagę w szafie Revlona i spowodował, że szminka wylądowała w moim koszyku.



Malowanie tym kolorem to czysta przyjemność. Kremowa konsystencja i doskonała pigmentacja sprawiają, że pomalowanie jest niesamowicie proste. Jedno pociągnięcie i mamy idealną ilość szminki. Ładnie się błyszczy i nie wysusza ust. I to by było na tyle, jeśli idzie o zalety


.

Pierwszą i najgorszą wadą produktu jest dla mnie to, że uwielbia migrować na zęby. Kiedy się nią maluję i zapomnę zblotować, na pewno będę miała czerwone plamki na zębach. Mam dużo szminek i żadna nie migruje mi na zęby jak ta. No i nie jest trwała, po około 2 godzinach bez jedzenia i picia trzeba jej się przyjrzeć, czy jest jeszcze na miejscu.
Kosztuje w regularnej cenie niecałe 30 zł i pomimo tego, że ten kolor mnie nie zachwycił, może kiedyś jeszcze wypróbuję inną.
A wiecie, że ten kolor jest w ofercie od ponad 50 lat? Taki mały klasyk, haha :)
A wy macie jakiś produkt do ust z Revlona? Lubicie, polecacie tę firmę?

poniedziałek, 7 lipca 2014

Maybelline Colorama Polka Dots 200

Nowy szablon w natarciu, niedługo go wam pokażę. Sama zaczęłam coś robić, ale istnieją osoby, które rozwijają mój pomysł i potrafią wszystko ładnie połączyć. Zresztą, zobaczycie sami, ja jestem bardzo zadowolona z tego, co widziałam :D
Dzisiejszy post będzie o moim ostatnim zakupie.
Lakier wzięłam, bo raz, że urzekł mnie w buteleczce, dwa, zamierzałam kupić morski z GR, a że ten na pewno kryć dobrze nie będzie, pomyślałam, to wezmę dwa.



 Lakier to zatopione w żelkowej, morskawej bazie heksy w kolorze białym i czarnym. Jedna warstwa idealnie rozkłada te maleństwa na płytce paznokcia.



 Tu jedna warstwa na Golden Rose Color Expert 68. Muszę powiedzieć, że ta baza wraz z Coloramą idealnie współgra, choć będę jeszcze próbować z innymi zielonymi czy niebieskimi bazami, żeby zobaczyć jak wygląda na innych kolorach.




Pędzelek ma standardowy, nie za wąski, nie za szeroki, ładnie współpracujący z konstystencją i nie utrudniający rozłożenia cząsteczek. Przyzwoicie schnie, choć nie jest to rewelacyjny czas jak na jedną warstwę. Zmywanie nie jest strasznie ciężkie, całkiem przyjemnie jak na glittera.




Lakier ma jedną poważną wadę: nie jest dostępny w sieciówkach, a przynajmniej ja go nigdzie nie widziałam. Swój egzemplarz mam z mniejszej drogerii, polecam sprawdzić, jeśli wam efekt się podoba, ewentualnie w internecie: allegro, ezebra czy inne tego typu strony sprowadzające niedostępne dla nas kosmetyki.







Ja już go uwielbiam i na pewno będę często nosić, uwielbiam takie połączenia. A wy, co o nim sądzicie? :)

piątek, 4 lipca 2014

Haul majowo-czerwcowy

Na początku czerwca się trochę zagapiłam i nie wstawiłam, poza tym byłam święcie przekonana, że dużo zakupów nie zrobiłam. Cóż, w takim razie dzisiaj post bomba :D


Najpierw zakupy z Rossmana + top coat, który przyszedł w podobnym czasie. Lakiery Ibiza podbiły moje serce wytrzymałością, kolorem i piaskowym wykończeniem. Różową nosiłam ponad 3 tygodnie na paznokciach u stóp! Zmyłam w sumie dlatego, że odrost był za duży, tak to tylko delikatnie końcówki pościerane. Wakacyjny ideał! Czerwona szminka z Revlona, odcień 720 Fire and Ice, zauroczyła mnie kolorem, trwałością niestety nie. Na temat top coatu Poshe jeszcze zdania do końca nie wyrobiłam, chociaż wydaje mi się, że będzie on pierwszym, z którym będę mogła zostać na dłużej.


Zakupy z Natury... Dużo tego, wiem, ale co zrobić, jak tyle promocji? Szminka z Catrice była w koszyku wyprzedażowym, za 7 zł, matowa szminka sygnowana imieniem Kate Moss o nr 102 i lakier do ust z Catrice wzięte zostały przy okazji promocji 1+1, lakiery z Rimmela i Sensique, kolejno: 613 Midnight rendezvous, 513 Let's get nude!, 184 Mint Mist, 181 Flowery Meadow zostały wzięte przy promocji 1+1 na lakiery. Essence 173 Over the Rainbow też wzięty przy tej okazji, drugi lakier wzięłam komuś bardziej potrzebującemu(biedna Zuzia, mieszkać w mieście bez Natury :C), a My Secret Hot Colours 180 Green leżał w koszyku wyprzedażowym i czekał na mnie.


Moje zamówienie z pamiętnej akcji colorowo, gdzie serwery padły dwa razy. Albo i więcej, ja wiem o dwóch, hahaha :D Zamówiłam(od lewej): Sinner Lady, Na fiołkowej, O w bombkę! i całą kolekcję Trele Pastele, a całość kosztowała mnie, razem z przesyłką, około 55 zł. Takie promocje to ja lubię!


A tu mniej kolorówkowe, nie licząc Flormara 392(cudowny błysk, idealny na większe wyjścia) i pomadki w płynie Manifesto 909, kupionej na wyprzedaży w Paese, która podbija moje serce nieustannie kolorem i zapachem. Ponadto, skusiłam się szampon z Biovaxu, gdy był na promocji, balsam po depilacji, a w ostatnich dniach kupiłam ulubioną odżywkę drogeryjną, bo na czas wakacji zaczyna mi się za duże siano na głowie robić i potrzebuję codziennie dużej dawki nawilżenia.
Nie mam na zdjęciach: Jantara, którego opakowanie wyrzucone zostało przy okazji przeprowadzki(przelałam do wygodniejszej butelki z dziubkiem), szamponu Kallos Latte(który został przeze mnie pomylony z maską) i maski tejże firmy w wydaniu Vanilla, które to rzeczy zostały w Trójmieście, bo nie opłacało mi się ich wozić ze sobą do domu.
Wydaje mi się, że nic nie pominęłam, jak coś znajdę to na pewno zaktualizuję.
I tak z małych, pojedynczych zakupów zrobiło się tego naprawdę dużo. Co nie zmienia faktu, że nie wydałam aż tak dużo, razem z zakupami z colorowo około 200 zł wydałam, co, biorąc pod uwagę moje środki w ostatnich dwóch miesiącach, dobry wynik. Dalej zachwycam się swoim bratem, który mnie zwalnia z 3/4 zakupowych problemów jak jestem w Trójmieście, haha :D
A u was jak z nowościami na ostatni miesiąc? Też przybyło do was dużo dobroci?

czwartek, 3 lipca 2014

Golden Rose Color Expert 68

Dzięki za bardzo fajne statystyki i jeszcze większe podziękowania za komentarze pod ostatnim postem, niedługo naprawdę stanę się takim zarozumialcem, że rozmawiać nie będę chciała jeszcze z plebsem, hahaha :D
W końcu coś zmalowałam i byłam w stanie to sfotografować, szok. Korzystam z tego, bo już dawno nie wrzucałam zdjęć paznokciowych :D
Dziś mój nowy zakup z serii Color Expert. Chciałam coś zakupić z tej serii, nie miałam wizji, padło na ten kolor i czarny.
zdjęcie buteleczki zrobię jutro :v


Color Expert nr 68 to przepiękny, głęboki morski kolor, który w zależności od światła łapie więcej niebieskich bądź zielonych tonów. Kryje bardzo dobrze przy jednej warstwie, ja mam mocno białe końcówki, więc musiałam nałożyć dwie, żeby było bez prześwitów, ale zapewniam, że przy jednej warstwie mogą zostać posiadaczki krótszych paznokci.


Pędzelek jest szeroki, zaokrąglony, taki, jakie lubię, idealnie współpracuje z konsystencją, która jest bardzo przyjemna, nie za rzadka, nie za gęsta. Wysycha szybciutko, po 15-20 minutach można już wracać do normalnych czynności. I całkiem ładnie się błyszczy. Zbąblował mi, ale podejrzewam, że to wina temperatury i/lub tego, że pomiędzy nałożeniem odżywki a lakierem robiłam jeszcze kilka rzeczy i mogłam niedokładnie wymyć ręce.


Największą zaletą tego lakieru, jak i wszystkich, jak ja to lubię mówić, zwykłych lakierów z Golden Rose jest cena. Za niecałe 6 zł dostajemy 10,2 ml lakieru o dobrych właściwościach. O trwałości się teraz nie wypowiem, jak kiedyś przetrzymam go dłużej na paznokciach, na pewno dodam informację, jednak mam przeczucie, że będzie podobnie do serii Rich Color, czyli spokojnie 3-4 dni bez większych starć z końcówek paznokci.






Nie wiem jak wy, mi kolor skradł serce i może teraz, w wakacje, nie będę go za często nosić, przecież teraz królują mocne, żywe kolory, ale na jesień na pewno będzie idealny.
A następny paznokciowy post też będzie w podobnej barwie. Macie jakieś pomysły? Instagram/Facebook wam prawdę powie :D

wtorek, 1 lipca 2014

Catrice Made to Stay Smoothing Lip Polish 060 Mission PINKpossible

Tylko ja potrafię mieć problemy skórne prawie miesiąc już i zapomnieć umówić się ze swoją panią dermatolog. Brawo, Zuzanno, winszuję Ci :D
Ale do zdjęć udało mi się ogarnąć na tyle, żeby jak człowiek wyglądać. Poza tym, muszę powiedzieć, że jest już lepiej, kilka dni temu jeszcze musiałabym sobie temat zastępczy ogarnąć na dziś. A tak mogę wam pokazać jeden z zakupów na promocji 1+1 na produkty do ust w Naturze. Coś, co skradło moje serce i mogłabym nosić codziennie. Produkt idealny, łączący połysk, kolor i trwałość.

tak, tam w tle to mała ja :)

Made to Stay to seria, która już od dłuższego czasu jest dostępna w drogeriach, jednak dopiero stosunkowo niedawno zainteresowałam się nią i zapragnęłam przetestować. Powodem było wyczytanie opinii, sprawdzenie kolorów na ręce i niemożność domycia tego dosłownie po chwili. Jednorazowo jednak ciężko jest mi się rozstać z kwotą 21 zł, toteż czekałam na promocję. I się doczekałam.


Mission PINKposibble to intensywny, neonowy, biskupi róż o błyszczącym wykończeniu, jak przystało na lakier do ust. Nakłada się bajecznie prosto, gąbeczkowy aplikator jest precyzyjny i idealnie nakłada taką ilość produktu, jakiej potrzeba. Maluję na dwa razy, jedna porcja na dół, druga na górę, ale nie uznaję tego za wadę, lepiej dwa razy, a dobrze, prawda?

tu widać jaka zmora mnie dopadła i męczy kolejny tydzień :v

No i najważniejsze. Trwałość. Produkt bardzo ciężko 'zjeść' z ust, o czym sama się przekonałam na wyjściu na darmową pizzę. Zjadłam całą, a jedynie zeszło mi trochę z pobliża wnętrza ust, tak, że było widać tylko jak bardzo szeroko usta otwierałam. Także wielki plus dla Catrice za trwałość, kolor będzie idealnie nadawał się na wielkie wyjścia. Połysk się ściera, tak po około 3 godzinach kolor jest już satynowy, ale dalej mocno intensywny. Ja się zakochałam i na pewno przy okazji jakiejś promocji czy nadwyżki w portfelu sprawię sobie jeszcze jakieś inne kolorki.

Dzisiaj nawet słoneczko do zdjęć wyszło, w końcu powoli się rozpogadza. Może w końcu w jeziorze woda się ociepli. 3 tygodnie temu była taka cieplusia, a jak w sobotę się kąpałam to tylko przez chwilkę, bo temperatura wody iście 'morsowska'.
.