sobota, 28 czerwca 2014

Syoss Color Protect Shampoo

Umieram, jednak każdy ma swoją przepustowość, jeśli idzie o dzieci i zajmowanie się nimi. Wczoraj 4 dziewczynki wykończyły mnie doszczętnie, a teraz wykorzystuję chwilkę pomiędzy połowami meczu i próbuję coś napisać dla was :)

Szampony Syoss są ogólnodostępne w drogeriach i hipermarketach. Są nie za drogie, za 500 ml zapłacimy około 15 zł, na promocji często można za około 8 zł kupić, zrobiłam tak i ja. Butelka ma prosty design, bez zbędnych udziwnień. Z przodu mamy nazwę serii, typ włosów, do którego produkt jest przeznaczony i logo firmy. Moja wersja była akurat do włosów farbowanych, ale tak szczerze powiem, że nie widzę różnicy na swoich włosach, kiedy używam szamponu zwykłego, kolor tak samo się wypłukuje i płowieje. Czy tylko ja tak mam?


Jak widać, w składzie jest SLS, dość wysoko keratyna, olej z pestek moreli - ogólnie nie wygląda dość źle, ale ja jestem laikiem, jeśli idzie o takie rzeczy. Wiem, że SLS nie szkodzi moim włosom i nie robi z nimi jesieni średniowiecza. Pieni się bardzo dobrze, pachnie przyjemnie i doskonale myje włosy, wszystkie olejki bezproblemowo schodzą, a jednocześnie zostawia włosy niewysuszone, tak, że jak nie miałam czasu na mycie, mogłam sobie pozwolić na nieużycie odżywki. A uwierzcie mi, z moim sianem trudno o takie ekscesy. Regularne stosowanie nie nasiliło wypadania, nie sprawiło, że włosy mniej błyszczały, wręcz przeciwnie, w słońcu błyszczą jak szalone.


Tak wygląda sam szampon. Muszę powiedzieć, że taka ilość na moje długie do ramion włosy to aż za dużo, tak przyjemnie się pieni. I na sam koniec wydajność. Wystarczył mi na niecałe 3 miesiące użytkowania codziennego. To znakomity wynik, na pewno wrócę jeszcze nie raz do szamponów Syoss, pewnie wypróbuję inne wersje.
Macie doświadczenie z kosmetykami Syoss? Powiem wam, że w zeszłym roku farbowałam się farbą tej firmy na czarno to nic nie chciało zdjąć koloru, nawet rozjaśniacz(przez co chodziłam z blond odrostami przez dwa dni, haha :D).
A ja wracam na meczyk, zaglądanie zza ekranu laptopa to nie to samo. Go, Chile :D

wtorek, 24 czerwca 2014

Golden Rose Velvet Matte 11

Nie ma to jak niespodziewana wycieczka do domu na niespełna 20 godzin. Cóż, przynajmniej zostawiłam swoje rzeczy i, co najważniejsze, kolekcję lakierów w domku, teraz tylko stancję do porządku doprowadzić zostało i oficjalnie zaczynam wakacje na Mazurach, a co za tym idzie - na pewno większą częstotliwość notek :D
Dziś produkt, który szturmem zawojował blogosferę jakiś czas temu. Macie już jakąś szminkę z tej wspaniałej serii? 
Ostrzegam, że kolor na instagramie został zjedzony, jeśli ktoś wcześniej obejrzał zdjęcie ust tam. Taki urok telefonów :v

Seria Velvet Matte jest serią szminek matowych, charakteryzująca się dużą pigmentacją, matowym wykończeniem i dużą trwałością. Opakowanie jest bordowe, ze złotym napisem, który niestety szybko się starł, jednak wciąż wygląda sympatycznie i nie powinno nikomu być wstyd wyjąć opakowanie z torebki i poprawić usta w miejscu publicznym, jeśli będzie potrzeba. 


Mój kolor to żywa malinowa czerwień, raz łapiąca więcej różowych, raz czerwonych tonów. Powiem wam, że jest to odcień niespotykany i dobrać do niego konturówkę to jest jakaś masakra, na stoisku Golden Rose nawet nie mieli podobnej. Konsystencja jednak szminki jest tak przyjemna, że z łatwością można pomalować usta bez konturówki. Jedno posunięcie - na ustach już mamy odpowiednią ilość koloru. Nie daje jednak ona do końca matowego efektu, jak zapewnić chciał nas producent, jednak jak dla mnie nie jest to przeszkodą, mat się zawsze może zrobić w miarę noszenia. Poza tym, im mniej matowa tym mniej wysuszone mamy usta.

ostrość tak bardzo q.q

Co do tej kwestii: szminka jest niesamowicie przyjazna dla ust, naprawdę! Oczywiście, używanie dzień w dzień mogłoby przyczynić się do wyrządzenia jakichś większych szkód, ale nie byłoby aż tak źle. Wiem, co mówię, bo po całym dniu noszenia moje usta nie były mega przesuszone, co zdarzało mi się przy innych szminkach. No i jest mega trwała, bez problemu przetrwa mały posiłek i picie, nie odbija się nawet za bardzo na szklankach. Malując się nią, mam komfort na cały dzień lub do większego posiłku. Cena na stoiskach Golden Rose 10,90. Jak dla mnie produkt idealny, mam ochotę na więcej!
Następny post w okolicach weekendu, jak już oficjalnie zamelduję się na Mazurach. Co powiecie na swatche nad jeziorem, w polu albo lesie? :)

niedziela, 22 czerwca 2014

Biały róż z neonowym - czyli Essie Fiji & Bell Fashion Colour 807

Zakręcony strasznie był ten tydzień. Nie miałam nawet w sumie czasu, żeby czymkolwiek się zająć czy zmalować coś. A jak coś zmalowałam to mój telefon tego nie łapał jak należy, a aparat dopiero w środę późniejszym popołudniem odzyskałam. No cóż, bywa i tak, zaraz się wyprowadzę z Gdańska, żeby miesiąc pobuszować na Mazurach, a potem do Gdyni.
Za jakiś czas robię też małe przemeblowanie na blogu, mam już pomysł i małego elfa do pomocy, także w pierwszej połowie lipca, mam nadzieję, będzie już po wszystkim :)
Dziś mały miszmasz na klasyku z Essie. Jesteście ciekawe jak wyszło?
Od lewej: Essie Fiji, Bell Fashion Colour 807, Vipera Roulette 38

Essie Fiji to, jak dla mnie, idealnie wyważone połączenie bieli i różu, dający niezwykle delikatny efekt. Wiele osób mówiło mi, że ten lakier jest idealny na ślub i w sumie trudno się nie zgodzić. Oczywiście jeśli ktoś chce mieć delikatny manicure na ten wielki dzień. Niestety, Fiji jest kolorem problematycznym. Kiedy kupiłam go w zeszłym roku na jakiejś promocji w Hebe(albo 1+1, albo za 20 zł, nie pamiętam dokładnie) jego konsystencja mnie zaskoczyła. Był niesamowicie gęsty, gęstszy niż znane mi lakiery(porównując do Modelek był od nich jeszcze gęstszy, co jest wielkim wyczynem). Nie wiem czy taki powinien być, czy natrafiłam na jakiś dziwny egzemplarz, ale postanowiłam go rozcieńczyć. Tak czy siak, trzeba 3 warstw, żeby pokrył bez smug. Taki urok koloru.


Na plus na pewno pędzelek, szeroki, zaokrąglony przy końcu, giętki i niesamowicie wygodny przy malowaniu, jeden z moich ulubionych. Jest też dość trwały, u mnie potrafi 4 dni bez odprysków czy mocnostartych końcówek. Niestety, nie rekompensuje to problemów przy nakładaniu, czasu schnięcia - niewiele lakierów schnie szybko przy 3 warstwach - ani stosunkowo wysokiej ceny, regularna cena wynosi bowiem 32 zł w Hebe, 35 zł w Superpharm. Ale co kto lubi, ja bym nie zamieniła tego koloru na żaden inny, pomimo problemów, które lubi sprawiać. W końcu czego się nie robi dla pięknych paznokci?  Poza tym, niektóre kolory są warte grzechu :)


Bell Fashion Colour 807 to malinowy, mocny róż. Krycie jest jego dobrą stroną, potrafi pokryć paznokcie po jednej warstwie. Ja zawsze daję dwie, kolor lepiej wygląda. Konsystencja jest nieco gęstawa, ale łatwo się do niej przyzwyczaić.


Pierwsza warstwa schnie bardzo szybko, druga trochę mniej, ale wszystko w granicach zdrowego rozsądku, nie jest plastyczny godzinami. Ładnie błyszczy sam z siebie, nie potrzeba mu top coatu, a trwałość, jak to większość lakierów na moich paznokciach, około 3 dni. Nie wiem, co jeszcze o nim napisać, jest po prostu przyjemnym lakierem w przyjaznej cenie, bo poniżej 10 zł kosztuje. Ja ze swojej strony polecam wszystkie kolory z tej serii, mam dwa pastelowe odcienie i też przy dwóch warstwach kryją.


Na początku miałam w planach ombre różowy gradient na Essiaku, niestety, życie mi brutalnie przypomniało, że to nie jest jeszcze technika dla mnie, bo wyszło jak nie powiem co. Dlatego postawiłam na znane mi już techniki i muszę przyznać, że co jak co, ale kropeczki to mi najlepsze jak do tej pory wyszły. Może to zasługa tego, że na mokry lakier kładłam, rzeczywiście wtedy lepiej się stapiają. Serduszko na serdecznym nie wyszło najgorzej, mogłoby być lepiej, ale płaski, wąski pędzelek z Bella nie jest najlepszy do takich akcji.


Na wskazującym zaś dałam jedną warstwę topu z Vipery, Roulette 38. Cała seria tych topów jest sympatyczna, daje taki efekt stonowanego szaleństwa, ładnie urozmaicając mani. Jak widać, nr 38 to połączenie białych malutkich kropeczek, trochę większych czerwonych i białych rombów. Szkoda, ze romby trochę ciężko się wyławia, a top jest gęsty, ale przyjemnie się go nosi, nie schnie bardzo długo i ładnie się błyszczy. Na całość dałam Poshe, zależało mi na w miarę szybkim czasie schnięcia.


Co sądzicie o takim połączeniu? Pomimo lekkich niedociągnięć z mojej strony jestem naprawdę zadowolona, moje dwie lewe ręce zmalowały coś, co wygląda dobrze.
Zaszalałyście na promocji w colorowo? Ja zakupiłam wiosenne holo, Sinner Lady, O w bombkę! i Na Fiołkowej i nie mogę doczekać się na przyjście paczuszki, liczę, że pojawi się jeszcze w tym tygodniu, ewentualnie na początku przyszłego ♥
W piątek przyszła moja wygrana od Pączka,  na razie tylko podziwiałam ją na zdjęciach, które mi siostra przesłała, bo podałam swój adres rodzinny. Tyle dobroci na mnie czeka, jeszcze raz wielkie dzięki ♥
prawda, że moja kicia jest mraśna?♥

wtorek, 17 czerwca 2014

Flormar Pretty Cream & Glaze Lipstick p319

Podleczyłam trochę swoje usta, ale nadal nie mam pojęcia, co im dolega. Myślałam, że to jakaś opryszczka, ale w sumie zapalenie miałam jeden dzień, góra dwa, bardzo szybko zeszło pomimo macoszego traktowania i mam teraz strasznie przesuszoną i zaczerwienioną skórę pod dolną linią warg. Na całe szczęście mogę je już malować, bo kilka dni bez pomalowanych ust dla mnie to mordęga, naprawdę. Do zdjęć(jak ja tęsknię za moją lustrzanką, nie wiem jak mogłam ją zostawić...) i tak musiałam użyć kremu Photoshop, nie chciałam was straszyć niepotrzebnymi widokami, których na co dzień aż tak nie widać.
Dziś produkt, który mi do końca nie podszedł i jutro trafi w bardziej potrzebujące ręce i usta :) Tak, Kasiu, mówię o Tobie :D

Kosmetyki Flormara poznałam dwa lata temu, kiedy przeprowadziłam się do Trójmiasta i poznałam magię wysepek firmowych. Wysepka Flormara niesamowicie zachwyca, przynajmniej mnie, wyborem kolorystycznym lakierów i kiedy po raz pierwszy robiłam tam zakupy, skusiłam się na szminkę i dwa lakiery. P319 pochodzi z serii Pretty Cream&Glaze, która w założeniu ma być szminką, która odżywia i nawilża usta. Oczywiście, ja jestem sceptyczna do tego typu obietnic producentów, ale kolor na tyle mnie skusił, że stwierdziłam, iż dokonam zakupu. Opakowanie jest plastikowe i może odrzucać, ale dla mnie liczy się wnętrze, a nie to, co na zewnątrz, także nie uznaję tego za jakiś wielki minus.

kolor jest trochę przekłamany, niestety blogger ma swoje zdanie co do zdjęć, w rzeczywistości kolor jest ciut ciemniejszy

Kolor to ciemna, zgaszona malina. Szminka jest mocno napigmentowana, przez co jednym pociągnięciem uzyskujemy kolor, jaki chcemy. Po nałożeniu ładnie się błyszczy, sam błysk zanika po jakiejś godzinie, pozostaje satynowy kolor. Plusem jest to, że kolor ładnie trzyma się konturu ust, zwykle maluję bez konturówki i nie miałam kolorowych plam poza konturem ust.


Bez jedzenia utrzymuje się kilka godzin, co nie jest wynikiem złym. Nawilżenia oczywiście nie odczułam, choć większej krzywdy nie robi. W sumie nie wiem, czemu się z nią do końca nie polubiłam i przestałam używać. Cena to około 15 zł, nie jest zbyt wygórowana, ale w sumie produkt niczym specjalnym się nie wyróżnia na tle pozostałych w podobnych cenach.

Powie mi ktoś czy można ominąć zmiany kolorów w zdjęciach, czy trzeba się z nimi pogodzić/zmienić serwer hostingowy? Smutne jest życie blogera.
A z radosnych wieści na ten wieczór: wygrałam rozdanie u Pączka ♥ Nawet nie wiesz jak się cieszę, że będę mogła przetestować te produkty :)

niedziela, 15 czerwca 2014

My Secret 180 & Sensique 152

Nie wiem jak mogłam swoją lustrzankę zostawić w domu, ale zostawiłam ją. Na całe szczęścia moja cegła dobrze robi zdjęcia i po uprzedniej zabawie z kolorami całkiem nieźle wszystko wygląda. Chyba.
Ostatnio jakoś nie mam sił na nic, może po egzaminie z dyskretnej? Jerzy wybitnie naszego rocznika nie trawi i uwielbia nas trollować zadaniami, których w poprzednich latach w ogóle nie było. Cóż, mam dwa tłuste miesiące, żeby do poprawki się uczyć, w sumie nawet chyba i trzy, bo poprawka w drugiej połowie września.
Ale nie będę smęcić o smutnym żywocie studenta, wakacje coraz bliżej, pogoda też się poprawiła, nowe lakiery i szminki są, jest się z czego cieszyć.
Dziś dwa lakiery, które połączyłam iście mundialowo. Mowa o zielonym My Secret i żółtym Sensique.

Zielony lakier z My Secret kupiłam kilka dni temu, 4-kolorowa seria jest wyprzedawana za 3,99 sztuka. Wcześniej kupiłam egzemplarz przyjaciółce i jest z niego naprawdę zadowolona, więc powiedziałam sobie, że zakupię kiedyś, a kiedy jest lepsza okazja niż wyprzedaż i niska cena? Żółtka z Sensique kupiłam w zeszłym roku, gdzieś koło wakacji, z tego, co kojarzę, ten odcień jest w stałej ofercie i ciągle jest dostępny.


Green jest naprawdę przyjemnym w obsłudze zielonym. Na dobrą sprawę jedna, choć nieco grubsza, wprawnie położona warstwa mogłaby pokryć płytkę paznokcia, ale wiadomo, lepiej dać dwie, szybciej schnie i jak dla mnie kolor jest lepiej wyrównany. A kolor jest naprawdę przepiękny, śliczna, soczysta, kremowa zieleń jest naprawdę warta uwagi. Schnie naprawdę błyskawicznie i sama w sobie ma ładny połysk.


Niektórzy narzekają na kwadratowe nakrętki lakierów z tej firmy, mi nie przeszkadzają, bo pędzelek jest naprawdę wygodny w obsłudze. Średnioszeroki, dostatecznie giętki, idealnie współpracujący z formułą lakieru. Konsystencja jest idealna, nie za gęsta, nie za rzadka, skórek się nie powinno zaatakować.


Co do trwałości to się nie wypowiem za bardzo, bo miałam lakier na paznokciach dwa dni, ale nie było żadnych ubytków ani nic, a mam w swoich zbiorach egzemplarze, co po dniu(z topcoatem) wymiękają. Pewnie mogłabym pochodzić jeszcze kilka dni, ale ja z jednym zdobieniem nie wytrzymuję za długo. Ogólnie lakier na plus, polecam każdemu sprawdzić.


Sensique 152 to żywy odcień żółtego, z dodatkiem srebrnego shimmeru, który pozostaje delikatnie widoczny na paznokciach. Przy takim kolorze wolałabym czysty krem, ale nie wygląda to najgorzej.


Konsystencja jest gęsta, przez co może być ciężko uzyskać krycie przy dwóch warstwach, lakier potrafi smużyć niesamowicie. Niemniej jednak, kiedy człowiek przyzwyczai się do formuły i nie za szerokiego pędzelka, dwie warstwy wystarczają. Trwałość na moich paznokciach standardowa, około 3 dni.


Samo połączenie tych kolorów wydało mi się trochę ubogie, więc dodałam kropeczki. Jak na mnie, wyszły naprawdę równo, uwierzcie. Jeszcze kilka razy i może uda mi się zrobić lewą ręką idealnie. Całość pokryłam topem z Poshe, który niestety rozmazał mi trochę kropki, choć wydawało mi się, że kropki już wyschły. I wciąż nie wiem czy to obkurczanie się przy skórkach lakieru to wina mojego jakiegoś niestarannego nakładania czy po prostu ten top czasem tak ma...

Jak widzicie, zmieniłam kształt paznokci. Niestety, przez kilka dni ułamały mi się przy bokach moje kwadraty i stwierdziłam, że na wakacje, smażing, plażing i opalażing okrąglejsze będą bezpieczniejsze. Nie jestem do końca zadowolona, będę na pewno coś poprawiać jak podrosną.
Do następnego razu~!

wtorek, 10 czerwca 2014

Rimmel Rock n Roll

Pogoda taka cudowna, woda w jeziorze taka ciepła, a ja sesję mam. Smutna uroczystość.
Dzisiaj, z powodu stanu ust, nie będzie żadnego maziajka, nadrobię w innym terminie. Zapraszam za to na przepiękne zdjęcia robione o czwartej nad ranem, wschód słońca był cudowny :)

 Lakier nr 703 o wdzięcznej nazwie Rock n Roll to kolor w odcieniu głębokiej czerwieni. Niezmiernie klasyczny, obowiązkowy odcień każdej lakieromaniaczki, wyjątkowo kobiecy, drapieżny, seksowny. Czerwienie lubię w każdej odsłonie, na włosach, paznokciach czy oku(ten ostatni u mnie jest rzadko, nie maluję się często).


Konsystencja jest przyjemna, żelkowa, rzadka, jednocześnie nie na tyle, by pobrudzić sobie skórki. Kryje przy dwóch warstwach. Wspomogłam go wysuszaczem z Poshe, który niestety obkurczył lakier przy skórkach i na zdjęciach jest to widoczne aż za bardzo.


Pędzelek jest szeroki, zaokrąglony po bokach, dzięki czemu szybko można pokryć płytkę paznokcia. Trwałość jest standardowa, około trzech dni. Na moich paznokciach to i tak ostatnio dobry wynik, końcówki potrafią mi się mega szybko ścierać i odpryskiwać.



Muszę jednak powiedzieć, że duet Rimmel-Poshe się sprawdza, jeśli idzie o trwałość, wczoraj do północy na gitarach się grało i końcówki są delikatnie starte, podczas gdy piasek z Paese odprysł dość mocno(mowa tu o prawej, niefotogenicznej dłoni).

 




Co sądzicie o tej czerwieni i zestawieniu jej z czarnym piaskiem? Mi się podoba bardzo i czuję, że będę powtarzać tę sekwencję dość często, prezentuje się świetnie :)
W ogóle nie oceniajcie mnie dziwnie, że zdjęcia robione były po czwartej, po prostu zaduch miałam niesamowity, a moja nowa kotka ułożyła się dziwnie na moim łóżku i nie miałam serca jej zrzucać, tak dawno w pobliżu kota nie leżałam.
To do weekendu, wcześniej posta nie planuję :) Trzymajcie za mnie kciuki w piątek, fajnie byłoby zaliczyć dyskretną :)

niedziela, 8 czerwca 2014

Schwarzkopf Necta Color 688

Masakra z tym czasem przed sesją, ostatnio nawet miałam paznokcie niepomalowane/maźnięte odżywką, zero kolorów. Szok po prostu, jak ten czas się gubi, gdy jest potrzebny. Ale przynajmniej obejrzałam film z moimi aktorami(Ruffalo i Bomer <3) i pomijając tematykę, która jest ciężka i taka nie do końca na moje nerwy, film był świetny i cieszę się, że go obejrzałam. Zainteresowanych odsyłam na filmweba, może ktoś też będzie chciał obejrzeć. Ewentualnie można poczekać do bodajże 22 czerwca, wtedy będzie w Polskiej telewizji w HBO :D
Moja sesja trwa do 18, tyle przegrać, jedne laborki mam niezaliczone, a prowadzący mówi, że terminu poprawkowego nie będzie bo jesteśmy debilami i on jest spoza Trójmiasta i dla pana magistra to wielki problem, by się pojawić na uczelni. Mniej więcej tak. Chyba trzeba będzie się powołać na jakieś przepisy i powiedzieć, że musi być poprawka, bo takie mamy prawa. Ech ech...
Ale nie o tym dziś. Moje zrudziałe kłaki wyglądały tak smętnie, że już od jakiegoś czasu myślałam o pofarbowaniu, ale zrobiłam to dopiero wczoraj, bo stwierdziłam, że ograniczyłam wypadanie wystarczająco do tej czynności. No i jutro jadę zobaczyć się z kuzynkami, których od ponad dekady nie widziałam, także trzeba wyglądać jak człowiek.
Wchodząc do Rossmanna stwierdziłam, że kupię ładną czerwień do 15 zł. Zobaczyłam odcień z Schwarzkopf i przepadłam. Może to nie jest taka jasna, żywa czerwień, jaką miałam nadzieję znaleźć, ale wyglądała naprawdę zachęcająco.

Kolor 688 Intensywna Czerwień to nic innego jak wiśniowy odcień czerwieni(kolor się trochę nie chciał ująć tak jak należy), w niejednej firmie znajdziemy podobne. Co ma wyróżniać tę farbę na tle pozostałych to bezamoniakowa formuła z olejkiem roślinnym i nektarem kwiatowym, co skutkuje to naprawdę przyjemnym zapachem. Na temat składu się nie wypowiem, nie znam się, ale z reguły te bezamoniakowe farby mogą być jeszcze bardziej szkodliwe dla włosów. Taki mały dowcip ze strony producenta. Na promocji kosztowała mnie niecałe 15 zł, bez promocji powyżej 20.
Opakowanie zawiera: buteleczkę z dziubkiem z emulsją rozwijającą, tubkę z kremem koloryzującym, sporą saszetkę z odżywką(22,5 ml to całkiem sporo) i oczywiście instrukcję wraz z rękawiczkami ochronnymi. Lubię buteleczki z dziubkiem, wygodnie się rozprowadza całą farbę. Po zmieszaniu emulsji z kremem farba nabiera pomarańczowego odcienia, który po 30 minutach trzymania na głowie ciemnieje do ciemnej czerwieni. Farba ładnie pachnie, ale ma jedną wadę: podrażnia skalp. Przez pierwsze dziesięć minut niesamowicie mnie swędziało, co rzadko się zdarza, jestem mało wrażliwa i gruboskórna, jeśli idzie o wszelakie kosmetyki pielęgnacyjne i koloryzujące. Także duży minus jeśli idzie o ten aspekt. Reszta jest w porządku. Farba rzeczywiście bardzo ładnie pachnie, mocno koloryzuje, nie wysusza i nie wzmaga wypadania. Włosów po zmyciu farby wypadło mi tak jak po zwykłej odżywce/masce, także nie narzekam.
Drugim minusem jest odżywka. Moje włosy, co zobaczycie na zdjęciu poniżej, przetłuściły się w tempie ekspresowym, prysznic brałam o 12, zdjęcie o 18 zrobiłam i jest masakra delikatnie rzecz ujmując.
Dodam, że farba mocno barwi skórę, trzeba ją uważnie nakładać. Pewnie przez kilka dni jeszcze będę chodzić z zaczerwienionym czubkiem głowy, ale dla mnie to nie jest straszna wada, większość czerwonych farb(a miałam ich naprawdę sporo) to robi. Wygląda na to, że szybko się będzie zmywać, bo ręcznik mam ładnie czerwonawy, ale w sumie nie spodziewałam się niczego innego.
Zobaczę jak się sprawdzi, na pewno zaktualizuję jak będę miała wyrobione zdanie, a teraz zobaczcie jaki efekt daje.




Nie wiem, czy skuszę się kolejny raz, kiepskiej jakości odżywkę bym zniosła, ale chyba pieczenie skalpu przez 10 minut nie jest dla mnie.
Postaram się o aktualizacje jakąś w słońcu jak się prezentuje, mam nadzieję, że na Mazurach pogoda dopisze, tutaj nie mam gdzie zrobić zdjęć w słońcu, ludzie by się na mnie jak na idiotkę patrzyli. Czyli w sumie codzienność.
Mam nadzieję, że w tygodniu znajdę trochę czasu na jakieś aktualizacje, nie lubię nie pisać.

wtorek, 3 czerwca 2014

Catrice Oh Juicy!

Jestem mocnopadnięta, zmęczona i w ogóle przygnębiona ogólną aurą, pomidory w puszce zamiast na patelni wylądowały na mojej koszulce, w pokoju zero dobrego światła do robienia zdjęć, ale jakoś dałam radę. Pocieszam się myślą, że to ostatnie dni nauki, potem już tylko nauka do egzaminów.
Dzisiejszy gagatek sprawił mi nie lada trudności. Musiałam się nieźle pobawić krzywymi, żeby wyglądał mniej więcej jak w rzeczywistości.


Catrice Oh Juicy! to szminka w odcieniu żywego pomarańczu. Jest to odcień niestety już chyba niedostępny, bo ja swój kupiłam za zabójcze 4,99 zł(cena regularna 16,99 zł) kilka miesięcy temu. Za taką cenę żal nie brać, zwłaszcza, że mam już wyrobioną opinię na temat produktów do ust z tej firmy.  Opakowanie jest czarne, z szarym logiem firmy.

czuję się jak po kilku piwach, przepraszam więc za linię nie taką jak trzeba 

Serię Ultimate Color uważam za bardzo przyjemną. Tak też jest i z tym produktem tej serii. Szminka jest przyjemnie kremowa, po ustach sunie gładko, a kolor od razu jest żywy, intensywny. Nie ma tendencji do wysuszania ust, do nawilżania również nie, jest neutralna, jeśli idzie o ten aspekt.


Ma delikatny, przyjemny zapach, który zanika na ustach. Nie grzeszy trwałością, choć wytrzymuje 2-3 godziny umiarkowanego picia i jedzenia. Za to nadaje się świetnie do ombre lips z różem czy czerwienią.

Macie jakąś pomarańczową pomadkę w swoich zbiorach? Ja się wam przyznam, że to moja pierwsza, aczkolwiek już wiem, że nie ostatnia, bo się świetnie czuję w tym kolorze. Na pewno będzie często gościł na moich ustach w te wakacje :)
Zauważyłam, że mam tendencję do kupowania czerwonych i różowych odcieni, inne na palcu jednej ręki chyba można u mnie wyliczyć. Co zrobić, kiedy takie są najładniejsze? :)

niedziela, 1 czerwca 2014

Catrice Dark Knight

Ostatnio włosy z głowy zaczęły mi lecieć masakrycznie, wróciłam do mniej więcej stanu wyjścia sprzed 5-6 miesięcy i nie mam pojęcia dlaczego. Macie jakieś sprawdzone sposoby? Takie na studencką kieszeń, nie chcę reszty pieniędzy wydawać na ratowanie swoich włosów. Czaję się na Jantara, ewentualnie znów zakupię ampułki z Rzepy, bo pomogły mi na jakiś czas. Jakieś pomysły? Wcierki, suplementy?
Dzisiejszy post ze specjalną dedykacją dla Olgi, która mnie natchnęła swoimi wczorajszymi wypocinami :) Malując wczoraj wieczorem paznokcie na podobny kolor, jaki wczoraj przedstawiała, stwierdziłam, że pora wypróbować jakoś top coat z Gosha, a z racji tego, że schnie bardzo długo, nałożyłam go na wyschnięty lakier dzisiaj rano. Efekt tak mi się spodobał, że musiałam się z wami dziś podzielić!


Piękny Mroczny Rycerz z Catrice w buteleczce wygląda bardzo ładnie, choć nieco niepozornie. Skusiłam się na niego, bo był na wyprzedaży, a że jestem wielbicielką fioletów w każdej postaci(myślę, coby nie wrócić do niego na włosach :D) stwierdziłam, że wezmę, w końcu promocja zobowiązuje.

prawda, że cudna tafla się zrobiła? ♥

Lakier jest w kolorze ciemnego fioletu, z nieco jaśniejszym shimmerem, który przepięknie mieni się w świetle sztucznym, jak i słonecznym. Przy takich ciemnych kolorach uwielbiam dodatek shimmerowy, wtedy lakier jest kameleonem, zmieniającym wygląd w zależności od oświetlenia. Tak też jest i z tym odcieniem.


W cieniu wygląda na prawie czarny, moja mama pewnie jakby go zobaczyła, powiedziałaby coś w stylu: "Zuzia, co ty tak na czarno malujesz te pazury, na co ci to..."  Mamy nie przekonam, że to nie jest czarny, ale wy to co innego, prawda? :D


cudownie w słońcu się mieni, prawdaż? ♥

Lakier ma rzadką konsystencję, przy nieuważnym malowaniu można zabrudzić skórki, także polecam bezstresowe malowanie tym kolorem. Pędzelek, jak to w przypadku lakierów z Catrice, jest szeroki, okrągły na końcu, czyli taki, jaki ja cenię najbardziej.


Lakier wysycha do delikatnego połysku i bez top coatu szybko się ściera na końcach. W ogóle odnoszę wrażenie, że formułę w Catrice zmienili, bo mam kilka starszych kolorów i nie były one nigdy tak rzadkie jak te nowe. Może to tylko moje odczucie...


Lakiery do kupienia są w Naturach i Hebe, a cena regularna wynosi 10,49 zł. To średnia cena i właściwości też średnie, ale dla tego koloru mogę się pomęczyć. Ten kolor nie jest już chyba dostępny w stałej ofercie, ale można przypadkiem na niego się natknąć na wyprzedażowych półkach


Mimo swojej miłości do mocnych kolorów, ten odcień jest jednym z moich ulubieńców ostatnich miesięcy, niesamowicie elegancki, w sam raz na jakieś większe wyjścia.
Wszystkiego dobrego z okazji Dnia Dziecka, zarówno dla dzieci małych jak i większych~!
.