niedziela, 22 lutego 2015

Mrrrauu - tydzień drugi projektu u Sabi :)

W Hebe jest akurat promocja na lakiery Essie, 1+1 za grosz, także w piątek musiałam się wybrać i zakupić jakiś kolor, bo się z lakierami marki bardzo lubię. Niestety, większość była niemiłosiernie porozwarstwiana, a część nawet zaczęła od lamp zmieniać kolor. Udało mi się znaleźć dwa, które wyglądały dobrze i które miałam w planach kiedyś kupić. Na jednym z nich postanowiłam zmalować panterkę do projektu u Sabi, bo w sumie tylko to umiem robić z tematyki tego tygodnia projektu.




Postawiłam na połączenie koralowego różu i mięty, jedne z lepszych połączeń kolorystycznych jakie znam. Essie Cute as a button posłużył mi za kolor bazowy, zaś Golden Rose Rich Color 44 i La Femme N60 do cętkowania.




Sondą z większą główką porobiłam miętowe kleksy, a mniejszą obrysowałam. Niestety, z nową sondą, która ma owalną, a nie okrągłą końcówką, jeszcze nie do końca się dogadałam i miałam trochę zgrzytów. Zwłaszcza na prawej dłoni, ale na całe szczęście pokazuję tutaj prawą :)




W ogóle coś czuję, że ten czarny La Femme może zostać moim ulubieńcem czarnym, bo jest naprawdę świetnie napigmentowany, nie jest gęsty i łatwo można nim operować. Szkoda, że z dostępnością jest kiepsko, albo sklep internetowy albo stacjonarne w Giżycku i Gdyni, ja mam to szczęście, że mam dostęp do obu :)




Dodam też, że mój aparat miał spory problem ze złapaniem koloru Essie, wyszedł ciemniejszy niż w rzeczywistości. Ale to nie nowość, że niektóre kolory są problematyczne bardziej.




Oczywiście całość pokryta Seche została, który z powodzeniem wygryzł chyba mojego poprzedniego ulubieńca, Poshe. Na dniach postaram się wam porównanie przygotować.



Na dziś to tyle, mam nadzieję, że moje wielkie, kleksiaste cętki nikogo nie przeraziły :)

środa, 18 lutego 2015

Ziaja Liście Manuka (krem na noc, żel do mycia twarzy, pasta do głębokiego oczyszczania)

Moje włosy ostatnio strasznie zaczęły wypadać, nie mam pojęcia, co z tym mam robić. Chyba pora zestaw do zadań specjalnych jakiś kupić, bo to nie może być tak, żeby w moim i tak bardzo cienkim kucyku objętość zmalała prawie dwukrotnie :v
Macie jakieś sposoby, produkty? Chętnie wypróbuję.
Dziś zbiorowa recenzja 3 produktów z serii Liście Manuka naszej rodzimej firmy Ziaji. Tej serii chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, na blogach i forach była wałkowana na prawo i lewo, tylko wspomnę, iż jest to seria skierowana raczej do cery problematycznej.
Recenzję planowałam już jakiś czas temu ją napisać, ale dopiero dziś się udało mi zmobilizować. Stwierdziłam, że nie ma co się rozpisywać w 3 postach, można jeden zbiorczy zrobić.




Zacznę od najsłabszego produktu w moim odczuciu, kremu mikrozłuszczającego na noc. Nie jest to zły krem. Posiada żelową, średniogęstą konsystencję, wchłania się dość szybko, pozostawiając delikatną, śliską warstwę na twarzy(nie uważam tego za minus, to w końcu krem na noc). Zawiera 3% kwasu migdałowego, co nie jest mocnym stężeniem, ale na sam początek przygody z kwasami może być wystarczające. Całkiem nieźle radzi sobie z niewielkimi zaskórnikami, przyspiesza proces gojenia. Rozjaśnienia przebarwień nie zauważyłam, ale po takim stężeniu kwasu nie ma co oczekiwać cudów. Nawilżenie jest średnie, na pewno za słabe w okresie zimowego przesuszenia, ale w okresie wakacyjnym jest wystarczające.
Krem cudów nie czyni, ale jest całkiem dobrym wspomagaczem w leczeniu zaskórników, innych efektów raczej nie zobaczycie. Kosztuje około 8 zł, także z powodzeniem można wypróbować. Ja raczej do niego nie wrócę, na przebarwienia mam mocniejszą artylerię, a zaskórników mam coraz mniej, za sprawą mojej wspaniałej pani dermatolog :)





Żel z peelingiem natomiast to produkt, do którego na pewno powrócę! Jest nieziemsko wydajny, zużywałam przez ponad 4 miesiące, co przy cenie niewiele ponad 7 zł jest wspaniałym wynikiem. Ma dwie wersje, bez i z drobinkami, ja akurat wybrałam wersję z drobinkami peelingującymi, bo lubię tę formę oczyszczania. Drobinek, jak na moje doświadczenia z żelami tego rodzaju, jest całkiem sporo i są całkiem ostre, także na pewno do cery wrażliwszej bym nie polecała. Pieni się całkiem nieźle, jedna pompka wystarcza na dokładne umycie twarzy. Ma przyjemny, świeży zapach. Jedynym minusem tego produktu może być to, że lekko potrafi podsuszyć, ale to też może być z mojej winy, czasem mi się nie chce nakładać kremów, a potem narzekam na suche skórki. Ale i tak na pewno do niego wrócę, za tę cenę to aktualnie numer jeden!




Pasta do głębokiego oczyszczania była produktem, który najbardziej z tej trójki chciałam wypróbować i który przypadł mi najbardziej do gustu! Pasta konsystencji pasty nie ma, przypomina bardziej oczyszczającą maseczkę z drobinkami peelingującymi. Są one dość ostre i nie każdemu mogą przypaść do gustu, można temu zaradzić, stosując ten produkt jak zwykłą maseczkę. Muszę wam powiedzieć, że żaden z drogeryjnych produktów tak dobrze nie radził sobie z moimi zaskórnikami! Przy regularnym stosowaniu(2 razy w tygodniu), w przeciągu miesiąca ograniczyłam do praktycznie minimum ilość zaskórników! Bardzo mocno oczyszcza, co za tym idzie, można po jej użyciu nałożyć mocniejszy krem, gwarantuję, że się wchłonie szybko.




A tak prezentują się produkty na dłoni. Od lewej w kolejności pojawienia się w poście.

Szału z dzisiejszym postem nie ma, ale coś trzeba dodać, bo jak ja zrobię zastój, to potem trwa on kilka miesięcy. A lepiej w sobie regularność wyrabiać, nie? :)
A następny post będzie ze paznokciowy(tak, Olga, to dla ciebie, wiecznie narzekasz na brak tych postów:*), zdobieniem na projekt u Sabi, jak tylko coś zmaluję to opublikuję :)

piątek, 13 lutego 2015

Projekt NAILART - Tydzień 1, Stemple :)

Pod koniec zeszłego tygodnia Sabina z bloga sabi-nails napisała do mnie, czy nie zechciałabym się przyłączyć do projektu. Pomyślałam, czemu nie, zawsze jakaś inna inspiracja do malowania niż malowanie ot tak, po prostu.




Miałam zmalować jedne paznokcie, ale w sumie pierwsze stemple nie do końca mi się podobały, zrobiłam drugie i też nie do końca mi się podobają. Także dwa zdobienia, które wam pokażę, dają jedno całkiem niezłe.
Do stemplowania korzystałam z zestawu od naszej B. - stempla i płytki 03 Mind Blown. Do płytki zastrzeżeń jak na razie nie mam, a stempel jest naprawdę mięciusi i doskonale się nim odbija wzory. Także, chylę czoła, Aniu, świetna robota :)
Wykorzystałam pierwszy wzór z drugiego rzędu(pierwsze zdobienie) i czwarty z pierwszego.




Miałam wizję kolorowego distressed nails i chciałam wykorzystać mojego nowego nudziakowego Color Expert 09 od Golden Rose. Najbardziej pasujące z kolorów, które wzięłam ze sobą na Mazury, po testach na kartce, okazały się: czerwień z Rimmela Rock n Roll, neonowy Models Own Sun Hat i klasyk od Essie, Watermelon.




Do stemplowania postanowiłam użyć czarnego koloru, urodzinowego prezentu od kuzynki i jej córeczki, La Femme N60. Nie do końca wyszło, jak chciałam, trochę mało czarną czerń daje, ale i tak efekt końcowy jest całkiem niezły.




Pokryłam top coatem z Poshe i już wiem, że przy podsumowaniu testów Poshe i Seche Vite rozmazywanie zdobień będzie stanowiło ważny punkt, bowiem Poshe, nieuważnie użyty, może z łatwością rozmazać zdobienie.  Także trzeba z nim uważać, ale więcej o top coacie opowiem za jakiś czas.




Ogólnie zdobienie złe nie było, ale mało czarna czerń i lekkie rozmazanie stempla miejscami przez top coat nie do końca mi się spodobało. Postanowiłam zmalować coś jeszcze w ramach tego tygodnia projektu.




Kilka dni temu kupiłam 2 piaski z Sensique, obecny na zdjęciach Violet Crushed Ice i błękitny Blue Gem(polecam zajrzeć do Natur, u mnie w zabójczej cenie 3,49 były :>).  Postanowiłam do fioletowego, roziskrzonego piasku dodać przepiękny fiolet z Colour Alike Na fiołkowej.




Wahałam się co do koloru stempla, padło na Sinner Lady, którą przetestowałam w okresie przedświątecznym. Spisała się wtedy na ciemnym fiolecie świetnie, chciałam ją sprawdzić na jaśniejszym.




Wzorek jest cieniutki i przez dobór koloru stemplowanego, nie za dobrze widoczny. Przynajmniej na zdjęciach ciężko jest go złapać, na żywo, w dobrym świetle mi się podobało. Srebrny holo wzorek był niezłym dopełnieniem błyszczącego piasku.




Szkoda tylko, że miałam mały dobór płytek, moje zamówienia z Ebaya dopiero w przyszłym tygodniu najwcześniej przyjdą. Uważam, że jak na laika w kwestii stempli poszło mi całkiem nieźle i nawet nie wstydzę się za bardzo tego, co mi wyszło.
I na zakończenie: chciałby ktoś mały upominek ode mnie? Szczegóły w tym poście na moim fb :)
Mam nadzieję, że uda mi się pisać trochę regularnie... Trzymajcie się cieplutko :*

wtorek, 3 lutego 2015

Miss Sporty Forever 8Hr Lip Gloss 168 The Miss

Wróciłam.
Ktoś na mnie czeka?
Żeby za bardzo się nie rozpisywać i nad sobą nie użalać, po prostu stwierdzam, że miałam ciężki okres ostatnio, ale przezwyciężyłam(chyba) większość przeciwności i mogę wrócić. Właściwie, chciałam wczoraj coś wstawić, bo to taka podwójna okazja by była, powrót i moje urodziny, niestety, kiedy miałam czas wieczorem to gorączka mnie zmorzyła. Ale dziś jest dobrze, pomimo tego, że czuję się okropnie po prawie 5,5 godzinnej podróży w pociągu.




Błyszczyk z Miss Sporty mam już naprawdę długo, kupiłam go kiedyś, bo mnie kolor zauroczył. Uwielbiam wszelakie odcienie brzoskwiniowe na ustach, sama wciąż szukam idealnej, kryjącej brzoskwini. A błyszczyki są miłą, przyjemną odskocznią od szminek, przynajmniej nie potrzebuję lusterka, by usta dobrze się prezentowały.




Na ustach zostawia delikatną poświatę koloru z mnóstwem iskrzących się drobinek, które nie migrują ani nie są w żaden sposób wyczuwalne na ustach. Aplikator jest niewielki, lecz, właśnie dzięki rozmiarowi, precyzyjny i doskonale się nakłada. Pachnie przyjemnie, nienachalnie, lekko chemicznie, ale w granicach normy.




Błyszczyk, stety lub niestety, jest mocno klejący, także na pewno nie dla wszystkich, bo wiem, że wiele osób nie toleruje sklejania się ust przy tego typu produktach. Jednak ta lepkość zapewnia mu bardzo fajną trwałość jak na błyszczyk, bez jedzenia, z piciem, potrafi się utrzymać około 3 godzin, co jest, jak na tego typu produkt, bardzo dobrym wynikiem. Nie wiem, czy jeszcze jest dostępny w szafach Miss Sporty, ostatnio nie zwracałam na to uwagi, ale jeśli wciąż jest dostępny, cena to ok 10-11 zł. Nie wiem, czy kupiłabym kolejne opakowanie, można znaleźć przyjemniejsze produkty do ust.
A jaki jest wasz ulubiony błyszczyk? :)

.